Pod Mocnym Aniołem ( 2014)
Filmowa adaptacja Wojciecha Smarzowskiego to zaprzeczenie optymistycznej wizji Pilcha. Jej naturalistyczny rewers. Miłość na ekranie zostaje odarta z romantyzmu. Lejące się strumieniami hektolitry wódy wywołują zamiast pobłażliwego uśmiechu niepokój i konsternację. Po krótkim prologu w tryskającym doskonałym samopoczuciem już nie Jurusiu – co ważne – tylko Jerzym (jeszcze jedna wybitna kreacja Roberta Więckiewicza) wszystko nagle pęka. Traci kontrolę nad ciałem, wywołuje awantury, demoluje mieszkanie, załatwia się pod siebie, a potem traci również panowanie nad swoim umysłem. Ma przywidzenia, nie rozpoznaje rzeczywistości, mylą mu się czasy i napotkane w klinice osoby. Smarzowski nie zna litości. Pastwi się nad bohaterem i jego słabościami. Okrutnie go kompromituje. Uwodzi widzów szokującymi obrazami degrengolady, fundując potężnego kaca. Prowokacyjny, świetnie zrealizowany, doskonale zagrany film o terapii alkoholika jest w istocie dramatem o niemocy. Niewygodnym, ostrzejszym, boleśniejszym i nieporównanie bardziej przygnębiającym niż „Wszyscy jesteśmy Chrystusami” Marka Koterskiego. Niestety. Na tym polega jego otrzeźwiająca moc.
źródło: Polityka.pl